Im bardziej rozwija się nauka, tym więcej zyskujemy dowodów, że niektóre gatunki dysponują możliwościami tak niesamowitymi, że człowiekowi wydają się one wręcz magiczne.
Już nikogo nie dziwi pies szukający na lotnisku narkotyków czy materiałów wybuchowych. Zwierzęta te pomagają także i potrafią odnaleźć ludzi w zawalonych budynkach. Okazuje się jednak, że ich wspaniałe nosy potrafią wyczuć znacznie więcej.
Ludzie od setek lat wykorzystują niezwykły psi węch. Podczas gdy człowiek ma jedynie 6 milionów receptorów zapachowych, nosy tych zwierząt zawierają ich aż 300 milionów, To umożliwia im wykrywanie niewielkich stężeń zapachów. Naukowcy wyszkolili psy do wykrywania nie tylko niebezpiecznych substancji, ale też niektórych nowotworów i malarii. Nie wiemy dokładnie, dlaczego ta konkretna przypadłość, czy raczej człowiek na nią chory, wydaje zapach, i co tak naprawdę wyczuwa pies. Podejrzewa się, że choroby powodują wydzielanie przez organizm pewnych lotnych związków organicznych. Prawdopodobnie, to samo dotyczy choroby wywoływanej przez koronawirus COVID-19.
Wielu naukowców interesujących się zdolnościami psów na początku pandemii wyszkoliło grupy tych zwierząt do wąchania próbek (najczęściej potu) umieszczonych w sterylnych pojemnikach. Psy miały siadać lub uderzać łapą w podłogę, gdy wykryją oznaki infekcji. Badania tego typu wykonano między innymi na lotniskach w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Finlandii i Libanie – próbki potu od pasażerów przedstawione zostały psom, w tym samym czasie te same osoby poddane zostały konwencjonalnym testom. Początkowo wydawało się, że skuteczność psów nie jest szczególnie wysoka, bowiem wskazały one na infekcję u wielu osób, które według testów były zdrowe. Prawda okazała się jednak zaskakująca – okazało się, że psy w Finlandii i Libanie zidentyfikowały przypadki choroby na kilka dni przed wykryciem wirusa przez testy! Oznacza to, że w ludzkim pocie pojawia się „zapach wirusa” zanim namnoży się on w organizmie na tyle, by wykryć go metodą tradycyjną.
Zwierzęta poprawnie zidentyfikowały negatywne wyniki ze 100% dokładnością i poprawnie wykryły 92% pozytywnych przypadków. Również pewna niemiecka klinika weterynaryjna wyszkoliła psy, które potrafią wykryć COVID-19 z 94% dokładnością, nawet jeśli ludzie nie mają objawów.
Dziś na całym świecie odbywają się szkolenia psów do wykrywania zakażeń COVID-19. Naukowcy zaangażowani w te wysiłki sugerują, że zwierzęta mogą pomóc w opanowaniu pandemii, ponieważ są w stanie badać setki ludzi na godzinę w ruchliwych miejscach, takich jak lotniska lub stadiony sportowe. Tego rodzaju działanie byłyby znacznie tańsze, niż konwencjonalne metody testowania. Mogłoby także pomóc w walce z chorobą w krajach, które nie mają infrastruktury i możliwości finansowych, by przeprowadzać testowanie na masową skalę.
Niestety, większość z tych ustaleń nie została jeszcze zweryfikowana ani opublikowana. Standardowa metoda naukowa zakłada, że wyniki muszą być poddane dwóm niezależnym recenzjom, a proces ten, wraz z oczekiwaniem na publikacje, często trwa pół roku i dłużej. Nie trzeba dodawać, że w obecnej sytuacji nie mamy na to czasu, trudno jednak mieć stuprocentową pewność co do badań, zanim zostaną one zweryfikowane zgodnie z wszelkimi zasadami sztuki.
Naukowcy pracujący nad bardziej konwencjonalnymi testami wirusowymi twierdzą, że wstępne wyniki są intrygujące i obiecujące, ale mają wątpliwości, czy da się przeskalować tę metodę do poziomu, który pozwoliłby zwierzętom wywrzeć znaczący wpływ na przebieg pandemii.
Specjaliści od badania zwierząt informują, że publikację badań utrudnia pewien bardzo prozaiczny fakt – brakuje recenzentów, którzy znaliby temat na tyle, by móc ocenić ich pracę. Mści się więc na nas fakt, że do tej pory świat nauki nie traktował zdolności zwierząt wystarczająco poważnie, a zajmowała się nimi tylko bardzo wąska grupa specjalistów.
Tymczasem, od wielu lat wiemy, że pies potrafi wykryć gruźlicę, malarię, raka czy żółtaczkę, i to znacznie szybciej od testu laboratoryjnego. Ludzie korzystają też z pomocy szczurów do wykrywania bomb na polach minowych – zwierzęta te są zbyt lekkie, by uruchomić zapalnik, więc nie dzieje im się krzywda, za to potrafią z doskonałą precyzją wskazać, gdzie znajduje się ładunek. Czas najwyższy zatem, by zwierzęce umiejętności znalazły się w centrum zainteresowań naukowców.
Nie czekając na oficjalne publikacje, lotnisko w Helsinkach, już we wrześniu zeszłego roku zatrudniło psy do wykrywania koronawirusa.