Metryczka psa
Rasa: Jack Russel Terier
Wiek : 10 miesięcy
Waga : 6 kg
Ulubiona zabawka : piszcząca piłka i gumowy kurczak
Jak Tośka stała się częścią rodziny?
– Mamy dwa 16-letnie psy, więc pomyśleliśmy, że przydałby się jeszcze jeden psi towarzysz, na wypadek gdyby któryś z „dziadeczków” odszedł. Nie chcieliśmy, aby drugi został sam. Na dodatek nasz 10-letni syn bardzo chciał mieć psie towarzystwo do zabaw i wędrówek, na które nasze psie staruszki nie miały już siły i energii. Ponieważ mój mąż od czasu pobytu kilka lat temu w Irlandii, zakochał się w Jack Russel Terierach, wiedzieliśmy od dawna, że kolejny pies będzie właśnie tej rasy. Wybraliśmy więc sprawdzoną hodowlę i zamówiliśmy suczkę JRT. Przywieźliśmy 2 miesięczną Tocję (dla nas Tośkę) do domu, licząc na wielkie poruszenie i zainteresowanie ze strony Bipera i Fiony. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Nasz wilk przed maleńką Tośką uciekał, a babcia Fiona była nieprzystępna i warcząca. Kilka dni zajęło Tośce wkupienie się w łaski Fiony, w której odezwał się w końcu niespełniony instynkt macierzyński. Biper nawiewał przed małą do czasu aż zgubiła mleczne, ostre ząbki, którymi ciągle próbowała obgryzać mu uszy. Nas owineła sobie dookoła psiego „palca” natychmiast. Śpi w łóżku z synem, urzęduje na kanapach, chociaż mąż od razu zarzekał się, że co jak co ale na łóżka to ten pies na pewno nie będzie wchodzić 🙂
Kto wymyślił imię dla pupila? Co było inspiracją?
– Hodowczyni poinformowała nas, żebyśmy wybrali swojej suczce imię, które będzie wpisane w metrykę. Miot zaczynał się na literę „T” i na dodatek z motywem roślinnym. Znalezienie ładnego imienia przy takich wymaganiach nie było rzeczą łatwą. Topola, Trzcina, Tuja….wszystko jakieś takie nieładne i niepasujące. W końcu syn znalazł w internecie kwiat o nazwie Tocja Karpacka i oznajmił nam, że chce nazwać sunię imieniem Tocja. Mnie się jednak nie bardzo podobało i niebawem z Tocji zrobiła się Tośka 🙂 Tośka pasowało do niej jak ulał. Taka nasza psia córeczka 🙂
Jak wygląda Wasz ulubiony dzień?
– Mieszkamy w górach, więc codziennie rano, po nakarmieniu psiego towarzystwa, Tośka szaleje w ogrodzie. Rozruszała trochę starsze psy, które dosyć chętnie się z nią bawią. Tośce nie wystarcza zabawa w 50-arowym ogrodzie. Zna w nim każdą mysią norę i każdy zakamarek. Chodzimy z nią więc na spacery na łąki i do lasu, gdzie do woli może sobie powęszyć i zmęczyć się konkretnie. Mimo natłoku pracy codziennie poświęcam czas, choćby to było tylko 20 minut, na ćwiczenia typu przywołania, chodzenie przy nodze, aportowanie itp.
Co zmieniło się w Pani życiu, od kiedy Tośka dołączyła do rodziny?
– Wstaje wcześniej niż wstawałam, żeby przed pracą zabrać Tośkę do lasu i przy okazji szlifować, kiedy się już wybiega, chodzenie przy nodze czy nieciągnięcie na smyczy. Wymaga to wielu powtórzeń i cierpliwości bo ciągle jeszcze bardzo ekscytuje się na spacerach. Od kiedy Tośka jest z nami, nasz syn, z którym śpi, wreszcie przestał spać przy zapalonej lampce i zdecydowanie mniej marudzi, że nudzi mu się i nie ma się z kim bawić. Organizuje sobie z nią czas na zewnątrz zamiast ślęczeć przed komputerem.
W jaki sposób rozpieszcza Pani swojego pupila?
– Staram się Tośki nie rozpieszczać, bo inaczej wlazłaby mi przysłowiowo na głowę. Nooo….poza spaniem z nami w łóżku 🙂 i kupowaniem jej pysznego jedzenia. Natomiast nie ma np. karmienia przy stole, kiedy jemy posiłki i związanego z tym żebrania o jedzenie.
Opiekunowie psów i kotów, dzięki swoim pupilom, często doświadczają różnych przygód. Czy również Pani ma takie humorystyczne historie na swoim koncie?
– Oooo tak:) i to nie jedną….. Tośka jest typowym norowcem. Każda mysz i kret to dla niej potencjalna zdobycz więc skutecznie przekopuje nam cały ogród i mimo ciągłego chodzenia z łopatą i zakopywania rozkopanych nor, i tak co jakiś czas któreś z nas wpada w jej pułapkę 🙂
W zimie Tośka towarzyszyła mnie i synowi w codziennych zjazdach na ślizgach, na górce, którą mamy za domem. Nauczyła się zabierać nam ślizg i ciągnąć go sama pod górę. Wyglądało to przekomicznie kiedy ważąca wówczas 4,5 kg suczka, energicznie targała pod górę dużo większy od niej kawał plastiku. Tośka nie dawała się przy tym dogonić, a będąc już na samej górze, kiedy wydawało się, że nam ślizg odda, często zmieniała zamiar i zbiegała z nim ponownie w dół zostawiając nas na przysłowiowym lodzie.
Przypomniała mi się jeszcze historia z zimy, kiedy to mój mąż zamontował na najniższym, grubym konarze orzecha przed domem, karmnik dla ptaków. Na wysokości umożliwiającej nasypywanie ziarna przez 10-latka. Czyli nie za wysoko, ale też, jak się wydawało, kompletnie poza psim zasięgiem.
Ptaki przyzwyczaiły się do codziennego karmienia, ignorowały przy tym skaczącą do góry i usiłującą je pogonić Tośkę. Jakie było nasze zdziwienie kiedy któregoś dnia zobaczyliśmy ją w karmniku! Wspięła się po lekko pochyłym pniu, zawiesiła przednim łapami na karmniku, dyndała tak chyba z pół minuty, wzięła zamach tylną łapą, zahaczyła pazurami i tam wlazła! No i trzeba było karmnik przewiesić 🙂
Śmiejemy się, że mamy pół psa – pół kota.